Ministerstwo Sprawiedliwości chwali się. Dane statystyczne świadczą o „znacznej poprawie efektywności i załatwialności spraw frankowych”. Dalej podane są dane statystyczne. Spadł wpływ. Dla sądów to dobra wiadomość . Jest szansa na zmniejszenie liczby spraw pozostających do załatwienia. Ale kto to załatwia?
Pewne jest, że i sędziowie powołani po roku 2018. A w Sądzie Okręgowym w Warszawie to chyba sami nowi sędziowie. A może Ministerstwo Sprawiedliwości podałoby dane statystyczne dotyczące liczby spraw „frankowych”, i nie tylko, załatwionych przez opluwanych przez niektóre stowarzyszenia sędziowskie i polityczne tzw. neosędziów? Przecież podobno nawet sprawę sędziego Piotra Gąciarka, zagorzałego przeciwnika sędziów powołanych po roku 2018, kwestionującego publicznie status takich sędziów- rozpoznawał… neosędzia. Ale to była sprawa prywatna, powie sędzia Piotr Gąciarek. Na użytek opinii publicznej, neosędziowie są nieprawidłowo powołani, ale jak rozstrzyga taki sędzia sprawę prywatną sędziego z Iustitii, a wyrok jest korzystny, to po co kwestionować status sędziego? Tylko czy to nie jest… delikatnie rzecz ujmując… hipokryzja, obłuda i zakłamanie?
Ciekawe jak Minister się czuje, chwaląc się wynikami ciężkiej pracy tych niegodnych stanowiska sędziowskiego - neosędziów?
Ale bycie neosędzią także w innym Sądzie jest – jak pisze autor jednego z artykułów – raz „be”, raz „cacy”. To Sąd Okręgowy w Katowicach. Tam neosędzia jest nawet Wiceprezesem Sądu. Jak to możliwe, że się jeszcze uchował? Próbę jego odwołania podjął ostatnio Minister Sprawiedliwości. Znowu igrzyska. Podobno opinia Kolegium negatywna. Oj, co teraz zrobi Minister? A w V Wydziale Karnym Przewodniczącym też neosędzia. Część pracowników podobno oburzona. Ale oburzona anonimowo. Bo jakże inaczej. Tu ukłon w stronę sędziego Piotra Gąciarka. Ten to przynajmniej z nazwiska znany jako stojący w rozkroku pomiędzy politycznym „be” a prywatnym „cacy”.
W Sądzie Okręgowym w Warszawie podobno złożył rezygnację Wiceprezes od „praworządności” (takiej, jak on ją rozumie). Sekcje potworzone. Sędziowie posegregowani. Kadry zarządzające wymienione na „swoich”. Chaos. Zła organizacja pracy. Można odejść.
Ta sama Iustitia, której członek sędzia Piotr Gąciarek w zależności od sytuacji – publicznej lub osobistej nienawidzi albo lubi neosędziów – złożyła rok temu zawiadomienie o przestępstwie popełnionym przez sędziów z Krajowej Rady Sądownictwa. Prokuratura umorzyła postępowanie. A co innego mogła zrobić? Jest ustawa. Określa tryb i sposób wyboru sędziów - członków Krajowej Rady Sądownictwa. Iustitia zapomina o obowiązującym prawie. Ale kto by tam w czasach „walczącej” demokracji pamiętał o prawie. Nie oczekujmy tego od sędziów z „walczących” stowarzyszeń. Nawet pani poseł Anna Maria Żukowska wzywa do zaprzestania „poddawania się szantażom grupy sędziów”. Szantażom? Szantażysta – jak wiadomo – to osobnik wykluczony ze społeczności ludzi honorowych (vide art. 8 pkt 23 Polskiego kodeksu honorowego), nawet jeśli swą pracę wykonuje w todze przyozdobionej łańcuchem z orłem w koronie. Nie ma zaprawdę czego zazdrościć orłu spoczywającemu na piersi sędziego-szantażysty, tym bardziej, że dodatkowo ogłuszony jest wykrzykiwaniem przezeń patetycznych frazesów, gołosłowną odmianą przez wszystkie przypadki górnolotnych haseł, jak praworządność, niezawisłość, konstytucja. Haseł sprowadzonych do narzędzi szantażu wobec rządu, parlamentarzystów, innych sędziów, a co najgorsze – współobywateli szukających w sądach ochrony prawnej, a nie gorszących środowiskowych wendett. Widzą to już posłowie, nawet z ław obozu rządzącego, jak świadczy przykład pani poseł Anny Marii Żukowskiej, widzą od lat obywatele. A może dostrzec to powinna również prokuratura? Zorganizowany, wieloletni proceder szantażu na wielką, konstytucyjną skalę, pseudoprawną kakofonię jazgotu i dyfamacji rozpisaną na kilkanaście głosów grupy sędziów Sądu Najwyższego, jednego niedoszłego sędziego Sądu Najwyższego (aktualnie prawdopodobnie z perspektywą następnych pięciu lat prezydenckiej kadencji zmarnowanych w daremnym oczekiwaniu w kolejce po nominację, tymczasem dalej trzeba będzie orzekać w sądzie okręgowym, eh, co za niefart) i ich totumfackich w sądach powszechnych.
Doczekaliśmy się! Jest! Możemy do obowiązującej ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa stosować… wykładnię prokonstytucyjną. Tyle lat część środowiska politycznego, a nawet o zgrozo! sędziowskiego wmawiała obywatelom, że wybór sędziów - członków KRS jest niekonstytucyjny. A głosy, że kandydatów na członków popierają sami sędziowie, a nawet obywatele, był ignorowany. A teraz… pojawia się opinia, żeby sędziów, popieranych przez sędziów nie z imienia i nazwiska, ale przez zgromadzenia sędziów (wraca stare), nadal wybierał Sejm (zatem jak teraz, na podstawie obowiązującej ustawy).
Już za klasykiem należy zadać pytanie - cóż szkodzi próbować otumaniać obywateli? Krzykiem, że neosędziowie, neoKRS. Niektórzy politycy już wiedzą, że szkodzi. Czas aby do takich wniosków doszli sędziowie – z Iustitii i Temis.