Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim wyraża „dezaprobatę wobec prowadzonej publicznie przez prezesa Sądu (…) agitacji religijnej będącej jawną manifestacją światopoglądu opartego na przekonaniach, których nie podziela część polskiego społeczeństwa”. Dalej Zgromadzenie „potępia publiczne demonstrowanie przez sędziego poparcia dla jakiejkolwiek doktryny religijnej”, aby w końcu wyrazić pogląd, że „przekonaniu o neutralności światopoglądowej sędziego nie sprzyja również publicznie deklarowana przynależność do wspólnoty religijnej, której przedstawiciel jest znany z internetowych wystąpień o wydźwięku homofobicznym, uderzającym w podstawowe prawa człowieka”.

Po przeczytaniu uchwały towarzyszy mi już nie niedowierzanie, ale przerażenie. Oto Zgromadzenie zarzuca sędziemu „agitację religijną”  nie podając na czym działania te mają polegać, potępia „publiczne demonstrowanie poparcia dla doktryny religijnej”. Co znaczy owa „agitacja religijna”, co oznacza „publiczne demonstrowanie”? Przecież część sędziów jest osobami wierzącymi, praktykującymi.  Czy publicznym demonstrowaniem jest udział w nabożeństwach religijnych?  Czy agitacją jest opowiadanie, w jaki sposób spędziło się z rodziną święta, śpiewanie pieśni religijnych, chodzenie na procesje, pielgrzymki, spotkania z innymi osobami wierzącymi? Czy agitacją jest postawienie w okresie świątecznym choinki w holu sądu? Granice absurdu zostały przekroczone. 

Czy z tą samą żarliwością Zgromadzenie potępiłoby „agitację” – powtórzę za Zgromadzeniem - „agitację” sędziów - członków Stowarzyszenia Iustitia do udziału w Paradzie Równości w Bielsku-Białej? Czy uznałoby, że sędzia ma prawo do takiej działalności i nie „godzi to w powagę urzędu”?. Nie mam żadnego problemu z wiarą sędziów i ich przekonaniami, dopóki sędzia nie pyta o przekonania religijne i światopoglądowe stron procesu, które przed nim stają, i póki wiara i przekonania nie wpływają na decyzję sądu. 

Zgromadzenie uderza, bo musi uderzyć. Uderza na oślep, kompromitując niestety samorząd sędziowski. Atakuje, podpierając się nieuczciwie Konstytucją. Do tej pory przekonania religijne były przedmiotem debaty politycznej. Teraz wkraczają do sądów, wdzierają się z  niewiarygodnie pokrętną argumentacją. Przerażenie zostaje. Po raz kolejny rozlega się krzyk: Obudź się, Temido!!!

To samo Zgromadzenie podejmuje uchwałę, w której wyraża zaniepokojenie „sygnałami” wskazującymi na ewentualne stosowanie przez prezesa mobbingu i wyraża przekonanie, że do czasu wyjaśnienia ewentualnych podejrzeń i rozpoznania skarg – należy odsunąć prezesa od kierowania sądem. Zgromadzenie już wydało wyrok, przesądziło. Prezes winien. Taki to sąd. Wyrok przed postępowaniem. A czy to Zgromadzenie wie ilu prezesom – nawet anonimowo – zarzuca się stosowanie mobbingu, który finalnie okazuje się być oczekiwaniem normalnej, merytorycznej pracy, rozliczaniem zadań powierzonych.

Zgromadzenie krytycznie ocenia prowadzoną przez Prezesa sądu „niejasną politykę”  obsady stanowisk kierowniczych, zwłaszcza co do funkcji wiceprezesa sądu. Zarzut: wiceprezes wywodzi się z „innego środowiska zawodowego”. Doprawdy? Czyżby wiceprezes nie był sędzią? Dalej Zgromadzenie stwierdza, że wiceprezes jest osobą o „nieudokumentowanych kompetencjach w zakresie zarządzania sądem (a nawet jakimkolwiek wydziałem)”. Gdzie są granice kuriozalnych zarzutów? Czy w ogóle istnieją? Nawet nie uzasadnia ich żal sędziów, że zostali pominięci jako kandydaci na tę funkcję. Aby pełnić funkcję nie wystarczy być związanym zawodowo z danym sądem. Historia zna prezesów związanych z zarządzaną przez nich jednostką, którzy nie poradzili sobie z zadaniami wynikającymi  z tej funkcji. Czy Zgromadzenie oceniło czynności prezesa  i wiceprezesa, wyniki, jakie sąd osiągnął pod kierownictwem tych sędziów? To nieistotne. Zostało złożone polityczne „zamówienie” na uchwały, aby – jak konkluduje Zgromadzenie – wyrazić pełne poparcie dla decyzji Ministra o wszczęciu procedury odwołania prezesa sądu. I to jest cel uchwał. Wzmocnić władzę wykonawczą w jej działaniu. Nie bacząc na wyniki sądu, na zmiany, które się dokonały. Ma wrócić „stare”. Przewodniczący wydziałów  sprawujący swe funkcje do końca orzekania, nawet przy braku kompetencji, wszechwładztwo sądu okręgowego w zarządzaniu sądami rejonowymi, decyzyjny monopol prezesa sądu okręgowego. I wreszcie układy, układy, układy – dyskretne koło zamachowe awansów, towarzyskie podglebie decyzji personalnych i zarządczych, niewidzialna sieć oplatająca sąd w interesie bynajmniej nie wymiaru sprawiedliwości, ale osób ją tworzących. Powrót „starego” jest przesądzony. A udział Zgromadzenia zaskakujący? Czy aby na pewno nieprzypadkowy?